sobota, 7 listopada 2015

Rozdzial dziewietnasty

Otworzyła oczy i uśmiechnęła się, bo ujrzała to miejsce które chciała zobaczyć od dawna. Wszystko stało na swoim miejscu, ale poza jednym szczegółem. Obok łóżka leżały jej ulubione ciastka, które z pewnością przygotowała Amy, a za nimi sok pomarańczowy. Zanim spostrzegła do pokoju weszła Emma.
- O już wstałaś - westchnęła jakby zrzuciła z siebie największy ciężar.
- Ile spałam? - podciągnęła się na rękach.
- Kilkanaście godzin, jak się czujesz? - siadła obok Lyn.
- Mam wrażenie że moja głowa zaraz pęknie. - znowu opadła na poduszkę.
- To przez te leki, które podał ci Josh.
- Ała! - syknęła spoglądając na swoją zabandażowaną rękę.
- Poczekaj pomogę ci.
- James - powiedziała cicho, miała nadzieje że szesnastolatka tego nie usłyszy.
- Był tu ale kazaliśmy mu iść spać, siedział przez całą noc i kawałek dnia, martwi się bardzo...- nie dokończyła, tak jakby coś ukrywała.
- Nie sądzisz że nie powinnam mu tego wszystkiego wspominać? - zapytała, patrząc w przeciwną stronę
- To co mówisz wychodzi z twojego serca, ty decydujesz co wypowiadasz, a co jest twoją tajemnicą - złapała za jej rękę, a ona natychmiast się odwróciła.
- Dziękuję za wszystko, wtedy jak byłam w obozie, myślałam o was, bałam się...- otarła łzę spływającą po jej policzku - on zabił Tinę na moich oczach, zresztą nie tylko ją, na przykład czternastolatkę.
- To musiało być okropne, nie wiem co on jeszcze robi na tym świecie, kiedy sobie pomyśle...co on im każe robić?
- Wyrób narkotyków, przede wszystkim, ale i inne o wiele gorsze rzeczy, moja matka była jego...sama dobrze wiesz, powiedział mi to, był okropny, ciągle bił - wspominała, jak bolało, jak z serce krwawiło, jak rozlatywało się na kawałki.
- Ciii...nic nie mów, wszyscy jesteśmy, kochamy Cię - uspokajała ją.
- To była siostra Jamesa, zabili ją, ja nie potrafiłam jej uratować.
- To nie twoja wina...- wtuliła się w dziewczynę, obie płakały nastała ciszę, którą przerwali chłopcy, którzy właśnie weszli do pokoju. Nieśli ogromne misie, balony i inne prezenty.
Zaraz za nimi weszły dziewczyny. Gdy tylko zobaczyli że blondynka się obudziła na ich twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Kate szła z wielkim tortem, tak na prawdę nie było żadnej okazji, ale oni postanowili umilić czas Lyn i zrobić wszystko by była szczęśliwa.
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, zaskoczyli ją. Po pewnej chwili błądziła wzrokiem, szukała tego jedynego.
Dlaczego ciągle o nim myślisz? - mówi jej rozum - nie można mi nakazać abym przestało czuć - odpowiedziało serce.
- Jesteście kochani - uśmiechnęła się.
- Dobrze Cię widzieć pani Smith! - powiedział radośnie Martin i przytulił dziewczynę, po czym zaczepił białe balony przy łóżku.
- Tęskniliśmy, bardzo...- odparł Max wręczając Lyn bukiet róż.
- Ja najbardziej! - odepchnęła go Alice i ucałowała dziewczynę w czoło. Max spojrzał na nią wściekłym wzrokiem i chwycił w pasie odciągając ją. Zabrał na bok i ucałował w czoło śmiejąc się.
- Przecież nie dawno widziałam ich nienawidzących się...
- Prawda jest taka że wspólny ból integruję, wspierali się bardzo, ale ni mogę zaprzeczyć że ich relacje są dziwne, raz się kochają, a raz chcą się wzajemnie pozabijać i nie odzywają się do siebie miesiąc, serce lubi płatać figle - rzekła Lisa.
- Jak się czujesz? - wtrącił Peter.
- Już lepiej, dziękuję za wszystko.
- Twoja ręka goi się w zaskakująco szybkim tempie, nie długo już w ogóle nie powinno być śladu. - z tłumu wyłonił się Josh tłumacząc dziewczynie stan jej zdrowia.
- Chciałabym wrócić do pracy.
- Nie ma takiej opcji, na razie musisz zostać tu.
- Dobrze wiesz, że pomaganie ludzi to coś bardzo dla mnie ważnego - mówiła lekko poddenerwowana.
- Tak, ale teraz ty musisz dać sobie pomóc.
- Spokojnie przerwijmy tą zbędną kłótnie - powiedziała spokojnie Hana - mów lepiej czego jeszcze ci potrzeba?
- Wszystko co tu jest, czyli wy jesteście mi potrzebni, chciałabym jeszcze porozmawiać z Jamesem.
- Zostawcie nas samych - nagle w drzwiach pojawił się zaspany Parker.
Wszyscy wyszli, zrobili tak jak im powiedział.
- James, ja...przepraszam - uroniła jedną małą łzę.
- Ale za co? Co się stało? - zapytał nie wiedząc o co chodzi.
- Przepraszam, że jej tu nie ma.
- Kogo?
- Twojej siostry, Tiny. - odparła.
- Widziałaś ją, była tam? Żyję? - dopytywał.
Ta tylko pokręciła lekko głową, prawie nie zauważalnie. Odwróciła wzrok spoglądając w okno.
- Przecież dzwoniła...słyszałem ją - nie mógł uwierzyć, po mimo tego że dawno jej nie widział, śmierć Tiny byłaby trudniejsza niż cokolwiek.
- Jej ostatnim życzeniem było usłyszeć wasze głosy, tego życzyła sobie przed śmiercią, jeden telefon, on się zgodził - zaciskała wargi - kazała przekazać że was kocha i że tam na górze ona zawsze jest i będzie was chronić przed wszystkim - płakała.
- To nie możliwe, nie! - krzyczał i wstał z miejsca, chodził nerwowo wykrzykiwał, przeklinał siebie.
- Przepraszam - wydukała ledwo słyszalnie.
- Co z tego, co z tego ona nie żyje, rozumiesz, jej nie ma! - darł się jej w twarz.
Wszystko co teraz czułem to nienawidzenie samego siebie, pieprzony tchórz!
Ona nie wiedziała co robić, zdziwiła się że na nią tak naskoczy, patrzyła bezwiednie w jego oczy. Z nich dało się odczytać więcej niż ze słów, dało się wyczytać to co czuję, bo oczy to zwierciadło duszy.
- Jesteś tego pewna? - do pokoju wparował Matt wraz z Amy.
Pokiwała głową.
- James uspokój się - brunetka przemówiła.
On krzyczał, wziął kubek do ręki i uderzył o podłogę, tłukł następne szklane rzeczy, niszczył to co miał pod ręką.
Matt złapał go za ramiona i próbował uspokoić, Parker jednak popchnął go mocno że ten upadł na ziemię, momentalnie przybiegła reszta i chwycili chłopaka wyprowadzając go z pokoju.
- Wszystko będzie dobrze...- do dziewczyny podeszła przyjaciółka i mocno przytuliła - on nie chciał.


Anioł, ponownie odszedł w zapomnienie
lecz odzyskał z powrotem swoje skrzydła
Gdzie teraz szybujesz, mój aniele?
Gdzie teraz lecisz?

Czy przelatujesz właśnie przez niebieskie bramy, powiedz mi
A może zmierzasz tam, gdzie kończy się świat?
Niewykluczone, że stoisz u mego boku
Czy może jednak jestem teraz całkiem sam?

                                                   Jon Henrik Fjallgern
                                                      Daniels jojk


Czułem pustkę, z oczu lały się łzy a w sercu ból, strata kolejnej osoby boli coraz bardziej, że mam wrażenie że jestem sam.
Boję się że nadejdzie taki dzień, kiedy nikogo przy mnie już nie będzie. Kiedy spojrzę w około siebie, i nie ujrzę nic.
Kiedy po raz kolejny zwiodę swoją rodzinę, kiedy po raz kolejny ktoś zginie przeze mnie. Strasznie się boję.

Hej!
Podoba się?
Piszcie w komentarzach.
Pozdrawiam.
/bezimienna.

5 komentarzy:

  1. Super piszesz, bardzo podoba mi się ten mroczny klimat który tworzysz /M

    Dwie Perspektywy Blog

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisanie idzie Ci świetnie. Rozwijaj swoją pasję i nigdy się nie poddawaj!

    Pozdrawiam:
    http://wpatrzona-w-niebo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Na weekend siadam i koniecznie czytam jeszcze raz od początku! :)

    OdpowiedzUsuń