niedziela, 1 listopada 2015

Rozdzal siedemnasty

- Jest tu Lyn? - Amy spytała kobiety przy taśmie. Oczekiwała odpowiedzi, czuła że ją obserwują i jak najszybciej chciała odnaleźć dziewczynę.
Nie uzyskała odpowiedzi, wiedziała że się bały cokolwiek z siebie wydusić. Rozglądała się w około, ale nie widziała nikogo kto by choć trochę przypominał Lynette.
Czuła zdenerwowanie, łzy powoli napływały jej do oczu. Skierowała się w stronę wyjścia, wiedziała, że to będzie trudne, tak po prostu wyjść. Jeżeli przejdę obok nich to mnie zauważą, będą pytać. Chwilę myślała, ale nie miała innego rozwiązania jak zwyczajnie przejść przez drzwi.
 Zbliżała się do progu. Obok niego stał wysoki, postawny i umięśniony mężczyzna. Na twarzy miał tatuaż, który przedstawiał smoka, rozciągał się po jego skórze od oka do końca brody. Przerażające. Dobra do roboty, teraz albo nigdy. Skulona przeszła, ale w ostatnim momencie złapał ją za ramię.
- Gdzie ty idziesz, jeszcze dwie godziny pracy - szepnął.
Co mam mu powiedzieć? Co mam mu powiedzieć?
- Emm - przełknęła ślinę, spojrzała mu w oczy i po prostu zaczęła biec.
Nie oglądała się za siebie, myślała tylko o tym aby jak najszybciej znaleźć się w samochodzie.
Szybciej Amy, Szybciej. Mówiła sobie w myślach.
- Matt, gonią mnie! - krzyknęła w słuchawkę.
Zaczęli kierować do niej strzały, ona robiła uniki, dzięki temu w nią nie trafili.  Biegła ile sił w nogach, te powoli zaczynały odmawiać jej posłuszeństwa, czuł oddech na karku jednego z ochroniarzy, który prawie ją doganiał.
Jeszcze trochę, wytrzymasz.
Była już otoczona, przez uzbrojonych ludzi, nie byli to sami mężczyźni.
Bała się, ale nie chciała się poddawać.
Wtem zauważyła jak Sally bierze jednego faceta od tyłu i przykłada mu nóż do gardła, Alice bije się z jakąś kobietą, a reszta dziewczyn atakuję pozostałość.
- Uciekaj!
Bez zawahania brunetka biegła do samochodu. Dziewczyny też uwolniły się z rąk zabójców.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską Matt.
- Nie było jej tam, już za późno, poszła do Grega, podobno uratowała sporo dziewczyn.
- Cała Lyn - przerwał jej James.
- On jej tego nie daruję, on jest sadystą, zabije ją...co robimy? - zapytała Alice
- Musimy przeszukać cały pobliski teren, Lyn jest na tyle waleczna że łatwo się nie podda, może uda jej się uciec, dlatego musimy być zawsze w pobliżu,
- Masz rację, ona się nie podda - przytaknęli wszyscy.

To nie było tak że ją zostawiłem, staram się odsunąć od siebie te myśli. Musiałem ją chronić, i tyle, ale nie mogę sobie tego wybaczyć, jestem tchórzem.

Lynette

- Nie!!! - krzyknęła chyba najgłośniej jak potrafiła. Na jej oczach uśmiercili Tine, to nie miało się tak skończyć, plan był taki że uciekną razem, życie to jeden wielki plan.
- Cisza, zasłużyła sobie, a teraz kolej na ciebie - parsknął Greg.
- Żadna z tych dziewczyn sobie nie zasłużyła na życie tutaj - mruknęła. Nienawidzę go, nienawidzę, zabiłabym go przy pierwszej okazji, uciekłabym stąd...ale jak? On jest za bardzo inteligentny aby go oszukać, to koniec, to już naprawdę koniec, zaraz dołączę do Tiny, nie chcę tego, ale ból jest nie do zniesienia.
- Powiedziałem zamknij się!
Dostała w twarz.
- Zabierzcie ją do tunelu. - rozkazał.
Wiatr wiał bardzo mocno, na dworze był śnieg. Resztki nadziei uciekły, to już była kwestia czasu albo przeżyje minutę albo nie. Starała się jednak o tym nie myśleć, nie myśleć o śmierci, o tym co zaraz się stanie. Chciała umrzeć szczęśliwa, nie chciała płakać, nie chciała takiej śmierci, ale tylko taka jej pozostała. Bezwiednie patrzyła w czarny tunel, mierzył on kilometry, tak jej się wydawało, nie było widać końca. Trzymał ją facet, widać było że tego nie chciał, robił to bo mu kazano, grożono mu że jego rodzina zniknie.
- Widzisz? - wskazał na korytarz prowadzący przez las, przejście śmierci, tak to nazwał.
Ona nie odpowiedziała, nie chciała nic mówić. Nie miała sił na cokolwiek.
- Kochanie, masz minutę na przebiegnięcie tego, potem do ciebie idę, z tym - pokazał jej strzelbę - i twoje życie dobiegnie końca, a ja będę szczęśliwy, szkoda że ojciec ciebie nie widzi, to będzie najlepsza kara jaką mogłem wymyślić - uśmiechnął się.
- Dlaczego to robisz, nic ci nie zrobiłam, wypuść mnie, błagam.
- Doprawdy? Nic a nic? Otóż twój tatuś zabił mojego rodziciela, i dlatego tu jesteś, a teraz biegnij bo czas się kończy, pamiętaj minuta!
Biegłam, może była jakaś szansa na ucieczkę, może to wszystko się skończy.
Jej oddech było słychać w całym tunelu, starała się jak mogła, biegła jak najszybciej.
- Masz jeszcze 10 sekund! Dziesięć, dziewięć, osiem - słychać było jego przytłumiony głos.
Nie miała już sił, ale wybiegła z korytarza. Chwilę stanęła, aby odpocząć, wiedziała że nie ma zbyt czasu, ale nie miała pojęcia gdzie jest, było ciemno, zimno i głucho. Szum lasu, to tylko słyszała.
- Idę! krzyknął.
Szybko, Lyn, szybko, dasz radę, uciekniesz mu.
Uciekała pośród drzew, z każdym jej krokiem było słychać łamiące się gałęzie. Potknęła się o wystający kamień. Ała. Syknęła z jej kolana leciała czerwona ciecz. To nic, to nic, biegnij.
Nie wiedziała dokąd biegnie, ale nie chciała się poddać, była waleczna i nie pozwoli wygrać temu draniowi.
Starała się o tym nie myśleć, że zaraz zginie.
- Gdzie jesteś! - usłyszała Grega, był gdzieś w pobliżu.
Schowała się za ogromny krzak, miała to szczęście że trudno było ją dostrzec. Widziała go jak powoli się do niej zbliża, zahaczał o śnieg swoją bronią. Myślała że serce jej wyskoczy z piersi, nie wiedziała co robić. Obracała głową, szukała czegoś czym mogłaby go rzucić w kark, on wtedy straci przytomność, ona weźmie pistolet i ucieknie.
Znalazła dużych rozmiarów kamień, podeszła bliżej.
Z całej siły walnęła go od tyłu, jego kolana ugięły się, a ona była wolna. Chwyciła to co chciała i czym prędzej poszła.
Udało się...odetchnęła z ulgą.
Po czuła jak coś płynie po jej ciele. Krew rozprzestrzeniała się po jej nodze. Odsunęła nogawkę. Ujrzała ranę po postrzale. Musiała nie zauważyć, że w nią wcelował, podczas ucieczki przez tunel. Urwała kawałek bluzki i mocno zawiązała na kończynie aby zatamować krew.
Kulała za każdym krokiem noga bolała bardziej. Nie miała siły już iść, zaczęła się czołgać. Cisza wszędzie cisza, żadnej żywej duszy.
Dotarła do drogi, była duża, więc miała jakieś szanse na przeżycie, może ktoś ją znajdzie, albo wykrwawi się na śmierć.

Cześć!
Chciałabym bardzo podziękować za aktywność!
Mam nadzieję że z każdym postem będzie jej więcej.
Jak widać staram się dodawać posty raz na tydzień.
Wydaje mi się że tak pozostanie.
Będą one albo w sobotę, lub w niedziele.
Jeżeli coś miałoby ulec zmianie to oczywiście 
Was o tym poinformuję.
Komentujcie itd. 
Pozdrawiam.
/ bezimienna.

4 komentarze:

  1. Baaaardzo wciągające !
    Może wspólna obserwacja ? Daj znać u mnie !
    Poklikałabyś w linki ? http://justperfectfashion.blogspot.com/2015/10/coopeation.html dziekuję z góry ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie genialne! Wciągnęłam się na maksa! ;D
    blogbeznazwypenny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju świetne! wciągnęłam sie :D

    Zapraszam do mnie http://princess966.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń