- Dla ciebie wszystko - poszła.
- Nie martw się, my się nią zajmiemy - powiedziała Alice.
Wszystkie bardzo zwinnie dostały się na teren wrogów. Nie było to łatwe, bo obszar przez nich zajęty był ogromny i dobrze strzeżony.
Każda z dziewcząt chodziła skulona jak przystało na prawdziwą obozowiczkę. Udawały, ale musiały także odnaleźć Lyn.
Przeszukiwały każdy kąt, ale nigdzie jej nie było.
- Przepraszam, jestem tu nowa, szukam Lynette Smith, to moja znajoma - Miley zapytała się blondynki w długim warkoczu.
Dziewczyna zignorowała jedną z bliźniaczek i poszła do przodu, nawet się nie odwróciła.
- Zaczekaj! - krzyknęła, łapiąc za jej ramię.
- Nie wiem...wydukała.
- Wiesz, na pewno wiesz - spojrzała w jej oczy.
- Nie ma jej tu.
- A gdzie? - zapytała.
- Zabrali ją do Grega, wiele dziewczyn dzięki niej uciekło, Tina też, ale chyba ją znaleźli, przynajmniej tak tu mówią - powiedziała i poszła.
Miley stała jeszcze przez chwilę zdezorientowana, pomyślała o Tinie, James dużo o niej opowiadał.
Podbiegła do swojej siostry o wszystkim ją informując.
- Już za późno...on jej tego nie daruje.
Lynette
- Tine udało się znaleźć, i widzisz to wszystko poszło na darmo - chodził w około kobiety przywiązanej do krzesła.
Blondynka ciężko oddychała.
- Nie rób jej krzywdy, błagam - powiedziała cicho.
- Za późno kochanie, zaraz pożegna się z życiem, tak jak ty - powiedział zatrzymując się przy swojej gablocie z bronią. W około było czarno, wszystko było na swoim miejscu, perfekcyjnie poukładane.
Do sali weszli dwaj mężczyźni, którzy trzymali ledwo żywą Tine.
- Tina! - krzyknęła Lyn.
- Powiedz im że ich kocham , proszę powiedz im - mówiła ostatkami sił - mogę mieć ostatnie życzenia przed śmiercią? - zapytała spoglądając na Grega.
- Nie zasłużyłaś, ale proszę, możesz - przytaknął.
- A więc chciałabym porozmawiać z moimi braćmi, zadzwonić do nich.
- Dobrze, ale masz 30 sekund, potem kończysz rozmowę.
Aż dziwne że Greg od tak się zgodził, bez sprzeciwu. Może ma jakiekolwiek uczucia.
Wziął telefon i wykręcał numer, w pomieszczeniu była cisza, słychać było tylko stukanie w telefon.
- Masz - rzucił urządzenie przed nogi.
- Halo? - usłyszała głos Matta, jej oka poleciała pojedyncza łza.
- To ja Tina...wybełkotała, a w słuchawce nastała cisza, a potem wołanie.
- Tina! Tina, gdzie jesteś? - zapytali.
- To koniec, już mnie nie znajdziecie, za późno, czeka mnie spotkanie z rodzicami tam na górze, spełnili moje ostatnie życzenie, chciałam z wami porozmawiać, usłyszeć wasze głosy. powiedzieć jak bardzo was kocham...- pochlipywała - jesteście wszystkim dla mnie, najlepsi bracia na świecie, dziękuję za wszytsko, za te piękne chwilę, dziękuję że was mam, zawsze jako anioł będę się wami opiekować, kocham was - płakała.
- Nie możesz, znajdziemy cię, Tina, to nie prawda.
- Wszystko co najlepsze mnie w życiu spotkało to wy...przepraszam.
Odłożyła słuchawkę, płakała, krzyczała. Nie chciała takiego życia, nie spodziewała się że jedna chwila zmieni wszystko. Miała wszystko obmyślone, plan na życie.
Pierwszy punkt - miała dostać się na najlepszą uczelnie, zdać wszystkie egzaminy celująco i pójść na wymarzone studia.
Drugi punkt - skończyć nauczanie i dostać pracę u ojca swojego chłopaka. Zarabiać miliony, być najlepszą.
Trzeci punkt - małżeństwo. Idealny mąż, a ona miała być perfekcyjną żoną.
Czwarty punkt - dzieci, dwójka. Chłopiec miał mieć na imię Andrew, a dziewczynka - Sue. Rodzina wspaniała.
Piąty punkt - luksusowy dom.
Szósty punkt - szczęśliwy dziadkowie.
Siódmy punkt - aktywne starzenie się.
To było siedem punktów do szczęścia, wszystko to jeden idealny plan. Ale o czymś zapomniała. Zapomniała że nie zawsze idzie wszystko po naszej myśli, jedna chwila, gest, słowo, może zmienić to co udało się nam zbudować. Cały nasz świat może runąć.
- No dobrze, koniec, stań tam - facet rozkazał Tinie, aby poszła pod ścianę.
Dziewczyna zrobiła to, nie miała innego wyjścia. Zrozumiała że nic nie zrobi, koniec, to już koniec życia Tiny Parker.
Patrzyła w jego błękitne oczy, stali twarzą w twarz. Jej brązowe ślepia wpatrywały się w oczy zabójcy jej rodziców.
- Boisz się? - zapytał.
- Nie, nigdy się ciebie na bałam. Jak mam się bać osoby, która nie ma ani krzty miłości w sercu, która nie wie jak jest kochać?! - mówiła - to ty powinieneś bać się siebie, jesteś tchórzem Greg.
Zapadła cisza, chłopak zaczął celować do niej pistoletem. Przyłożył broń do jej głowy. Poczuła zimno.
Strzelił.
Odeszła z tego świata, teraz jest aniołem.
Niezwykle dobrą anielicą.
Teraz lata pośród gwiazd, które oświetlają jej śnieżno białe skrzydła.
Jest najpiękniejsza ze wszystkich.
Najbogatsza w dobro i miłość.
Nasz piękny anioł stróż.
Podobało się?
Komentujcie.
Następny rozdział, niestety nie wiem kiedy będzie.
Pozdrawiam,
/ bezimienna.
Podobało się to mało powiedziane. Lubię czytać Twoje wpisy :) I czekam na kolejne, mam nadzieję, że będą szybko! :)
OdpowiedzUsuńPtysiablog
Dziękuję :)
UsuńŚwietny blog! trzymaj tak dalej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://princess966.blogspot.com/
Wielkie dzięki :)
UsuńUwielbiam czytać twoje wpisy! Trzymaj tak dalej!
OdpowiedzUsuńMoże wspólna obserwacja?
fashion--twins.blogspot.com
Dziękuję już zaobserwowałam :)
Usuń