środa, 9 września 2015

Rozdzial szosty



- Poczekamy do jutra i zdejmiemy opatrunki, no jestem pod wrażeniem panno Smith, nie poddała się pani, walczyła do końca, po mimo trudności z którymi nawet ja bym sobie nie poradził pani się udało, gratulację. Profesor zdjął okulary z oczu i wstał gratulując młodej lekarce.
- Dziękuję ogromnie - powiedziała - a kiedy zamierzamy go wypisać?
- Myślę że najprędzej za parę dni, nie potrzebna będzie mu już rehabilitacja, więc jak najszybciej - zawiadomił Josh.
- Dobrze, to ja pójdę, muszę wypełnić dokumenty pani Belli.
 Cieszyła się że już po wszystkim, po operacji. Mogła odetchnąć z ulgą. Miała nadzieje że James się nie zorientuję. Musiała być przygotowana na poznanie prawdy przez niego, no bo przecież jego brat się dowiedział, może mu powiedzieć. Lynette nie chce przechodzić przez to znowu, jest przekonana że człowiek się nie zmienia, jak już raz coś zrobił, to powtórzy to po raz kolejny, ponownie ją zostawi i blondynka przeżyje to jeszcze raz, tylko może teraz dwa razy mocniej, ból może być silniejszy.
 Kolejną jej nadzieją jest to że jej pacjent nawet nie będzie wnikał, może nawet nie będzie chciał jej widzieć, ale na to nie można liczyć. Wie że kiedy ją zobaczy od razu pozna Lyn, po mimo tego że minęło parę lat.
 Kobieta zrobiła to co powiedziała, po tym zadaniu zdecydowała się na kawę, potrzebowała energii.
- Jak tam? Spytał Ed.
- Jakoś, jestem dumna z tego że już po operacji.
- A właśnie gratuluję, ale wiesz wszystko okaże się po zdjęciu opatrunku, jak chłopak będzie co nie coś widział to oznacza że jest dobrze, lecz gdy powie że nie widzi nic, kompletnie nic to operacja była na darmo, naraziła go tylko na utratę życia i nic więcej już nie pomorze. Po paru dniach widzieć będzie już całkiem.
- Nie strasz mi tu Lynette  - odparł Cooker - przed chwilą robiłem badania i wskazują one na to że wszystko jest wspaniale.
- A to chylę czoła - wycofał się ze swojego zdania.
- A i on chcę abyś przyszła.
- Powiedziałeś mu? zapytała zdenerwowana i oburzona.
- Nie, spokojnie, on nic nie wie, po prostu chcę porozmawiać, chyba że ktoś inny mu to zdradził, w ogóle nie wiem w czym problem? Zapytał jakby poirytowany.
Otóż był problem, musieli by podać mu jej dane, a wtedy na pewno wiedziałby kim jest jego tajemnicza lekarka.
- Dobra, nie ważne, nie twoja sprawa...idę do niego - mruknęła i poszła.
 Nie chciała wcale tam iść, nie chciała go widzieć...każdy jego oddech był czymś niesamowitym, boi się że może poczuć za mocno...a co dopiero jego głos. aż ciarki przeszły jej po plecach.
- Witaj...powiedziała cicho.
- Hej - on odpowiedział zaś bardzo radośnie.
- Jak się czujesz?
- Emm o wiele lepiej, świadomość że niedługo znów zacznę widzieć jest wspaniała, a właśnie kiedy mi to zdejmiecie?
- Jutro.
- Już się nie mogę doczekać, Cooker odwalił nie złą robotę, wielki szacunek do niego. Powiedział z podziwem.
- Tak to prawda - wybełkotała niepewnie.
 Ten dzień dobiega końca, jest sporo po 22, a Lynette dopiero zbiera się do domu, kolejny bardzo ''ciekawy'' dzień za nią, nic specjalnego się nie działo, może poza tym że widziała Jamesa, i po raz kolejny serce zaczęło jej bić szybciej na jego widok.
Miała ochotę na herbatę i książkę. Też tak zrobiła, musiała odreagować, tyle się ostatnio działo, młoda kobieta była wyczerpana, krótki odpoczynek dobrze jej zrobi.
 Zaczęła wykonywać te same czynności każdego ranka, mijało to wszystko szybko, że zanim się nie odwróciła była już w samochodzie i jechała do pracy. Dzisiaj wielki dzień, wszystko się okaże czy operacja przebiegła z pomyślnością, czy też Lynette  zawiodła, wiedziała że wyniki wyszły dobre, ale i tak pozostawał strach że może to wszystko jest mylne.
- To ty zdejmiesz mu opatrunek, to ciebie pierwszą zobaczy. Zapowiedział pan Sam.
- A skąd pomysł na mnie?
- Lubi cię, i tak będzie chciał cię widzieć.
 Może miał i rację, a co jeśli jej nie pozna, może będzie lepiej. Bała się co zobaczy, może to już nie będą te same piękne oczy i może od nowa się w nich nie zakocha, było by dobrze nie czuć tego od nowa ze zdwojoną siłą. Marzenie każdego człowieka to właśnie to nie odczuwać nic, każdy wie że jeżeli się zapomni, a po pewnym czasie znowu zobaczy się te oczy to aż nogi miękną a w brzuchu szaleje i jest się w stanie zrobić wszystko dla ukochanej osoby, dosłownie.
- Usiądź sobie spokojnie, zaraz zdejmiemy opatrunek i znowu ujrzysz ten piękny świat. Powiadomił go Blue.
- Już się nie mogę doczekać, te tygodnie to najgorsze dni w moim życiu, a przepraszam poza jedną chwilą, poza tym jak musiałem zostawić kobietę mojego życia.  Aż nogi się pod nią ugięły, myślała że zaraz zemdleję, dokumenty które miała w rękach wypadły jej na podłogę.
- Wszystko w porządku? - zapytał Josh.
- Tak, przepraszam, trochę się denerwuję...powiedziała spuszczając głowę.
- No to decydująca chwila, ale zapewniam wszystko powinno być dobrze - uśmiechnął się Sam - no to zapraszam panią, jedna z najważniejszych chwil w pani życiu.
 Powoli zbliżała się w stronę Jamesa Parkera. Chciała aby było już po wszystkim. Była coraz bliżej, serce łomotało, a ręce trzęsły się jak oszalałe, miała przed sobą osobę którą nadal kocha, którą nigdy nie przestanie kochać. Miała przed sobą wszystko co straciła, ale także wszystko co było dla niej najważniejsze.
 Lekko zdejmowała opaskę z jego oczu, powoli przesuwała ja ku jego policzkom, trzęsła się cała.
- Nie denerwuj się - złapał ją za rękę. Jej twarz ukazywała więcej emocji niż słowa, jej oczy powoli zalewały się łzami. Zdjęła opatrunek...jej oczom ukazał się jej ukochany James, jej całe życie. Spojrzał na nią, długo się wpatrywał, po jego policzku poleciała pojedyncza łza, dał się ponieść emocjom, nie wytrzymał, płakał. Poznał swoją Lynette, kobietę jak to wcześniej ujął swojego życia. Dziewczyna wybiegła z sali, ta chwila, dla niej wieczność, bolała jak nic wcześniej...
 Zaszyła się w magazynku, nikt nie zrozumiał o co chodziło. Długo płakała, ale w końcu postanowiła wyjść ze swojej kryjówki, otarła twarz, choć i tak nie dało się ukryć że płakała, wyszła z pomieszczenia. Szła długim korytarzem, była zdruzgotana, jej myśli kręciły się w około Jamesa. Nie miała na nic siły, a tym bardziej ochoty.
- Lynette! - usłyszała krzyk z tyłu. Odwróciła się.
- Poczekaj! - dodał.
- Matt, ja nie chcę tam wracać, nie chcę go widzieć - powiedziała do brata Jamesa.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale to nie jest tak że on cię zostawił, rozumiem że jest ci trudno, ale...
- No właśnie nic nie rozumiesz, nie masz pojęcia, go nie obchodziło co się ze mną dzieję, jak się będę czuła jak mnie porzuci, nic a nic go nie obchodziło, ja go nie obchodziłam. Odszedł bez pożegnania, bez słowa, po prostu sobie poszedł nic nie mówiąc. Nie będę wnikać dlaczego, racja kiedyś tak bardzo chciałam go zobaczyć, porozmawiać, a teraz nie obchodzi mnie co robił, i nie mam ochoty go oglądać, odejdź Matt, tak będzie lepiej dla niego i dla mnie, dla ciebie z resztą też - wyrzuciła z siebie.
- Dobra, ale pamiętaj on nie chciał. Odsunął się i poszedł.
- Jakby nie chciał to by tego nie zrobił.
 Życie jest okrutne, tyle mam do powiedzenia opisując ten cały jej dzień, miała nadzieję że w końcu znajdzie miejsce dla siebie, że zapomni, ale los postanowił namieszać, jak widać nie mamy wpływu na nasze życie, wszystko może się wydarzyć, nie uciekniemy od naszego przeznaczenia.

Witajcie moi mili!
Korzystam z przerwy podczas naszej ukochanej nauki
 i
publikuję ten "wspaniały" rozdział.
Komentujcie i w ogóle.
Chcę wiedzieć czy się podoba.
No to narka.
/ bezimienna.

1 komentarz:

  1. Piszesz lekko i przyjemnie, zaciekawiłąś mnie :D
    _________________________________________________________________
    Z perspektywy blondynki - ZAPRASZAM!

    OdpowiedzUsuń