sobota, 12 września 2015

Rozdzial siodmy


Do pięknego Londynu zawitała zima. Pojedyncze płatki spadały na ośnieżoną trawę, drzewa były pod okryciem białej warstwy,a na zamarzniętym jeziorku odbijało się słońce.
Lynette przy piciu świeżo zaparzonej herbaty towarzyszył śnieżnobiały krajobraz. Świat jaki ją otaczał był śliczny.
- Moim marzeniem jest aby to wszystko się skończyło, abyśmy w końcu były wolne...powiedziała.
- Tak będzie, kiedyś w końcu musi być dobrze - pocieszyła ją brunetka.
- Ważne że mamy siebie! - przytuliła je Emma.
 Od operacji żyją w strachu, ciągłe głuche telefony, listy, zaczepki...ktoś widocznie ma Lynette za złe że uratowała Jamesa. Jedynym pocieszającym faktem jest to że Parker się nie odzywa, od czasu jego pobytu w szpitalu Lyn ani razu go nie widziała, może zrozumiał że nie chce go widzieć. Ale czy ona na prawdę nie chciała? Czy mówiąc " on mnie nie obchodzi " mówiła to co czuje? Nie, kłamała. Ona w głębi duszy go potrzebuję, ale nie może się pogodzić z tą myślą. Nie potrafi tego zrozumieć, że nadal go kocha i że go pragnie. Sama już nie wie co czuje, po mimo tego jaką krzywdę wyrządził jej James jest w stanie nadal czuć do niego uczucie jakim jest miłość. Ludzie są niepojęci, raz nienawidzą a raz kochają, ale może to nie oni są nie do zrozumienia, może to miłość. Jesteśmy jej podwładnymi, manipuluje nami. Jej centrum dowodzenia to serce, a wróg to oczywiście rozsądek, który zazwyczaj mówi abyśmy nie wpadli za daleko. Ale niestety prawdą jest to że dobrze widzi się tylko sercem. Możemy być z kimś parę lat i nic zupełnie nic nie czuć, możemy być z kimś przez miesiąc i poczuć wszystko, takie właśnie jest serce, jedno uderzenie serca ukochanego doprowadza nas do obłędu, wtedy czujemy czy to miłość.
 Było około 20, już dawno po zmroku. W mieście nadal było jasno od lamp, a także neonowych reklam, zaś poza granicami Londynu panowały ciemności. Dziewczyny relaksowały się oglądając jakiś dobry film. Wszystkie trzy siedziały na kanapie okryte kocem i popijały gorącą czekoladę, obok nich paliło się ognisko w kominku, a co chwile słychać było dźwięk palącego się drewna. Było bardzo przytulnie. Wszystkie wzdrygnęły kiedy usłyszały dzwonek do drzwi.
- Ja otworze - zaproponowała szesnastolatka.
- Nie, ty zostań, ja pójdę - Lyn szybko podniosła się z miejsca i zaprotestowała biegnąc do drzwi. Nie miała pojęcia kto to był, ale przez te ostatnie wydarzenia bała się o Emme.
- Co to robisz? - przed nią stanął James.
- Lynette posłuchaj...zaczął. Chodzi o to że jesteście w niebezpieczeństwie.
- Jak to?
- Musicie mi zaufać...
- Jak mam ci zaufać, odeszłaś bez słowa wyjaśnienia, przepraszam cię ale nie chcę z tobą rozmawiać. Zamknęła nieudolnie drzwi bo Parker przytrzymał je ręką.
- Nie zauważyłaś ostatnio że ktoś dziwny kręci się w około was, telefony, lub niepokojące wiadomości?
- Może i tak, ale tak w ogóle skąd wiesz gdzie mieszkamy?
- Mam swoje źródła...
- Dobra, przestań, wyjdź z tego domu bo nie zamierzam słuchać twoich głupich historii, pewnie to wszystko to jakieś głupie żarty.
- Oni was zabiją, ja i moi przyjaciele pomożemy wam...tłumaczył.
- Łaskę teraz robisz, to nie jest śmieszne...wypchnęła go z progu zatrzaskując za sobą drzwi.
- Kto to był?
- James...ja już nie mam siły, mówi że ktoś chce nas zabić i musimy uciekać...
- No rzeczywiście dzieją się tu ostatnio dziwne rzeczy.
- Zapewniłam go że poradzimy sobie same.
- Musimy, nie mamy wyjścia, chodźcie dokończymy film - zaproponowała Emma.
- Ja już się położę, nią mam ochoty już oglądać, przepraszam ale on wytrącił mnie z równowagi.
- Pewnie rozumiemy, dobranoc - powiedziały razem, po czym blondynka poszła do swojej sypialni.
 Odpłynęła w sen, szybko udało jej się zasnąć, po mimo wczesnej pory.
- Lynette! - usłyszała krzyk, a przy tym mocne szarpanie.
- Co się stało? - zapytała zaspana.
- Ktoś jest w ogródku, boję się - powiedziała przerażona Amy.
- Musiało ci się zdawać, to nie możliwe...nikt nie wie gdzie mieszkamy.
- Ale ja widziałam postać...
- Co mamy teraz robić? - spytała spanikowana dziewczyna.
- Nic, po prostu udajmy że śpimy, a jeżeli usłyszymy że ktoś wchodzi to dzwonimy po policję.
 Naglę młode kobiety usłyszały podjeżdżające auto na ich podjazd. Szybko wstały z miejsca, aby zobaczyć kto to. Ich oczom ukazało się siedem postaci. Dwie kobiety wydawały się Lynette bardzo znajome z twarzy i sylwetki. Oprócz nich była tam jeszcze jedna żeńska postać, reszta to mężczyźni.
- To jest ona, ta kobieta podeszła do mnie po operacji, a ta też jest mi znana...to wszystko jest bardzo dziwne. Odsłoniła część firanki.
- Nie odsłaniaj, jeszcze cię zobaczą, a jak oni coś nam zrobią - Amy panikowała.
- Słyszysz te krzyki...
- Odejdź stąd, zostaw je w spokoju! - kobieta krzyczała do mężczyzny, który kręcił się koło domu.
- Greg kazał mi tu przyjść, i tak w końcu je dopadnie i zabiję, a wy ich nie uratujecie, bo jesteście za słabi. Zbliżał się do grupki znajomych.
- Wynoś się, albo...
- No co i tak nic mi nie zrobisz.
- Zdziwiłabyś się, dlatego radzę ci odejdź! - popchnął człowieka.
- Dobra, chciałem się tylko rozejrzeć, a z tego co wiem was też nie powinno tu być, mieliście być dla nich niewidzialni. Powiedział i odszedł do swojego samochodu po chwili odjechał krzycząc - to jeszcze nie koniec!
Dziewczyny zdruzgotane całą sytuacją odeszły od okna. Nie wiedziały co zrobić, były w szoku. W prawdzie były przyzwyczajone że muszą zawsze uciekać, ale nigdy nie usłyszały że ktoś chce je zabić, albo skrzywdzić, bały się.
- Musimy uciekać, James miał rację - wydusiła z siebie Amy.
- Gdzie uciekniemy?! Nie mamy dokąd, jesteśmy jak zwykle same, nikt nam nie pomoże...- Lynette chodziła po pokoju zdenerwowana.
- A Parker i jego ludzie? - mruknęła Emma.
- Ja wiem może i by nam pomogli, ale to wszystko, hmm...trudno jest mi tak od razu mu zaufać, boję się że może mnie i was do czegoś wykorzystać, albo że ma złe intencje, a poza tym ciężko było by mi widzieć go codziennie, mieszkać pod jednym dachem, rozmawiać - opowiadała zagubiona Lyn.
- Ale co jeśli oni na prawdę chcą nam coś zrobić...nie możemy ryzykować i tu zostać...
- Poczekajmy jeszcze chwilę, jeżeli rzeczywiście będą nas prześladować, sama widzisz że jego przyjaciele zawsze są w pobliżu, uratują nas, chyba że James odpuści, ale jeżeli mu zależy to nie przestanie nas chronić. Damy radę...
- Dobrze ale jeżeli tylko coś się...blondynka nie dała dokończyć.
- Nic się nie stanie, nie ma prawa, poradzimy sobie razem, jak zawsze. Złapała brunetki za ręce. Chciała mieć nadzieję że nic im nie grozi, że są bezpieczne, ale w głębi duszy bardzo się bała.

James, Kate, Alice

- Dobrze że byliście w pobliżu. Chodził zdenerwowany po salonie.
- Najpierw nie chcieliśmy wtrącać się za bardzo w jego sprawy, ale gdy nie przypadkiem cały czas jechał w stronę domu Lynette zaczęliśmy go śledzić, i dobrze się stało, ale myślę że sam by nic nie zdziałał - odparła Kate.
- A dziewczyny najprawdopodobniej były w domu - dodała Alice.
- Obserwujcie ich dom, tylko tak aby one tego nie zauważyły - rozkazał im James rozsiadając się w fotelu - a ty Kate dowiedz się więcej o tym facecie spod ich domu.
- Tak jest szefie! - odpowiedziała śmiejąc się.
 Jesteśmy w domu, a raczej rezydencji Jamesa Parkera. Pewnie zastanawiacie się o co w tym wszystkim chodzi. James jest dowódcą, szefem gangu. Nie jest to zwykły gang od narkotyków, zabijania i przemytu lub też kradzieży. Jest to grupa ludzi która chroni siebie nawzajem, są rodziną. Nie są przestępcami, są dobrzy. Na pozór zwykli ludzie, ale to bohaterzy, czynią dobro, to oni walczą z przestępczością, jaką rozsiewa inny gang zwany czarnymi orłami. To właśnie ''czarne orły'' chcą zabić Lyn. Dlaczego?

Hej, hej, hej!
To był ciężki tydzień.
Nauka i nauka.
Ugh...
Mam dosyć.
Ale cóż...
Oczywiście komentujcie itd.
Pozdrawiam.
/ bezimienna.


1 komentarz:

  1. Genialnie piszesz :) Bardzo dobrze się to czyta, czekam na więcej <3
    Ptysiablog

    OdpowiedzUsuń