piątek, 4 września 2015

Rozdzial czwarty

Kolejny jakże interesujący dzień, kolejny raz praca i obowiązki, może trochę się polepszyło, sama nie wie co czuje, ma mętlik w głowie, wie tylko że musi walczyć sama ze sobą, ze swoimi uczuciami, myślami i kłopotami jakich ma sporo. Ważne że jest po co żyć i dla kogo. A co z nieznajomym pacjentem? Otóż lepiej, przeprosił ją i jest dobrze, dziewczyna nie ma już oporów czy powinna się tam pojawiać, czy zrezygnować, sytuacja jest o wiele wiele lepsza, co ją cieszy.
- Witaj! przywitała się ze swoim pacjentem. Położyła swoją torebkę na krześle i poszła sprawdzić co u niego, chłopak nie odpowiadał, był cicho.
- Coś się stało? Źle się czujesz, coś co podać? Może wody? - zapytała.
- Co się stało? - westchnął.
- Dobra może to głupie pytanie, przepraszam.
- Nic nie ma sensu, wszystko jest niejakie, nie widzę i nie wiem co się ze mną dzieje, czuję się jak w zamknięciu, nie widzę kolorów, ludzi, jakbym nie istniał, nic nie ma pustka i czerń - opowiadał zdenerwowany.
- Nie mów tak, nie długo będziesz miał operację - kobieta nie chciała ujawnić że to ona ją przeprowadzi.
- Nie mam po co żyć, a miałem ją chronić, nie podołałem, już nie chcę walczyć, nie mam po co - wydusił z siebie zrezygnowany.
- Jak możesz tak myśleć? - złotowłosa przyparła chłopaka do ściany przy łóżku - jeszcze tyle przed tobą, nie możesz się poddać wtedy wyjdzie na to że jesteś słaby, pokaż że to nie prawda - mówiła - jeżeli zrezygnujesz z walki, to wtedy nie będzie nic miało sensu, walcz, rozumiesz? Walcz - krzyknęła. Chłopak zdrętwiał, zrozumiał że Lynette  to osoba o silnej psychice i wiele przeszła,
- Nie wiem co powiedzieć...wybełkotał.
- Masz walczyć i nigdy się nie poddawać, a osiągniesz wszystko - rzekła puszczając chorego.
- Tak bardzo chciałbym zobaczyć ciebie...dziewczyna wzięła jego rękę i przyłożyła do swojej twarzy. Poczuła coś wspaniałego, niepowtarzalnego, jej serce zaczęło przyspieszyć, ręka chłopaka dryfowała po jej buzi, dotykał jej oczu, ust, policzków, każdej części jej twarzy. A ona lekko się uśmiechała, wiedziała że nie może pozwolić sobie na bliższą relację z pacjentem, ale nie mogła się oprzeć, po jej głowie krążyły myśli że nie powinna tego robić, ale już zaraz gdy chłopak się uśmiechał wszystko znikało, cieszyła się że mężczyzna nie widzi jej rumieńców, była cała czerwona, myślała że jej serce zaraz wyskoczy. Nieznajomy delikatnie przesunął rękę na jej szyję, a potem lekko w dół.
- Jejku, twoje serce...lekko się uśmiechnął - Czy ja wzbudzam w tobie aż takie wrażenie, czy stres?
- Emm - nie wiedziała co powiedzieć - wystarczy, połóż się a ja podam odpowiednie leki. Wstała z miejsca poprawiając kosmyk włosów, pokierowała się w stronę przygotowanych do podania zastrzyków. Nie była przygotowana na coś co się przed chwilą wydarzyło, poczuła jakieś nie zidentyfikowane uczucie, bo to nie była miłość, czy zauroczenie, to był coś innego. Miała nadzieję że to był jeden i ostatni raz, że to się już nie powtórzy. Może i chciała tego, bo nie mogła powiedzieć że nie, to jak się uśmiechał, zachowywał wobec niej, to było miłe, ale nie wyobrażała sobie bliższej relacji, czegoś więcej z tym mężczyzną, nie była gotowa, bała się miłości. Większość z nas gdy została zraniona nie potrafi już kochać, boimy się odrzucenia, cierpienia, łez, boimy się smutku, gdy zostaniemy porzuceni przez ukochaną osobę to tak jakby jakaś cząstka nas odeszła, odczuwamy swojego rodzaju pustkę, ból i żal, dlatego trudno jest nam się zakochać od nowa, znowu poczuć to wspaniałe uczucie, ono nie jest proste, lecz żyć beż miłości się nie da.
 Było około 18, Lil już zbierała się do domu, kończyła porządkować ostatnie papiery, zaś Lynette miała jeszcze godzinę do zakończenia pracy.
- Do zobaczenia Lynette  - krzyknęła ciemnoskóra wychodząc z pomieszczenia.
- Pa - odpowiedziała zamyślona, przeglądając coś w komputerze, wtedy do chłopaka po wybuchu wszedł jakiś człowiek.
- Przep...odwrócił się. Serce omal jej nie stanęło, jej oczy prawie że wyskoczyły, zdrętwiała.
- Lynette  ? Zapytał zdziwiony, ale za razem uśmiechnął się.
- Co ty tu robisz? ledwo co wypowiedziała.
- Przyszedłem do brata...
- Zaraz zaraz nie mów mi że to jest James. Wskazała na poszkodowanego.
- Ty się nim zajmujesz?
- Nie to nie prawda...wybiegła. Czuła się źle, przez te parę lat udało jej się zapomnieć o starym przyjacielu, o ich relacjach, o wszystkim co ich kiedyś łączyło. Kiedyś byli nie rozłączni, oni nie byli zwykłymi przyjaciółmi, między nimi było coś więcej, ale żadne z nich nie chciało się do tego przyznać, między nimi było uczucie, które nie powinno się narodzić, nie powinni być ze sobą, ale miłość wzięła górę, zostali parą, znowu nie rozłączni, ale potem...potem nagle wyjechał. Zostawił swoją ukochaną samą, pozostawił ją. Ona nie mogła tego przecierpieć, bolało ją to że odszedł bez słowa, bez wyjaśnień, po prostu porzucił.
Przez chwile nawet obwiniała siebie, myślała że to jej wina, ale po pewnym czasie zrozumiała że nie, i starała się zapomnieć, zacząć żyć od nowa, ale o zakochaniu się nie było mowy.
 Dziewczyną szarpały uczucia, z jednej strony ucieszyła się że go zobaczyła, że widzi tego którego kochała najmocniej na świecie, ale z drugiej strony nie może na niego patrzeć, nie może przeżyć że ją tak zranił, że zraniła ją osobą której ufała ponad życie. Zaszyła się w kąt, płakała...nie chciała tam wracać, nie mogła, nie potrafiła. Wytarła łzy i wyszła zabierając swoje rzeczy. Poszła do domu.
- Nie mogę zrezygnować już jest wszystko gotowe, muszę go uratować. Opowiadała wszystko po kolei swoim przyjaciółkom.
- Zoperuj go, on wyjdzie ze szpitala, i zapomnisz.
- To nie takie proste, ja go kocham, kiedy go zobaczyłam wszystkie wspomnienia wróciły, to była sekunda, chwila i wszystko mi się przypomniało.
- Kiedy ta operacja? - zapytała Emma.
- Za dwa dni...odpowiedziała zrezygnowana.
- Dasz radę, nie możesz teraz tego zostawić...powiedziała Amy.
- Tak, wiem...boję się żeby to nie zaszło za daleko, żeby zbyt nie wpaść, i nie stracić wszystkiego, nie stracić siebie...
- Musisz być silna...a dasz radę, pamiętaj że masz nas, zrobimy dla ciebie wszystko. Przytuliły się.
- Wiem - cicho powiedziała mając w oczach łzy, które po kolei spływały na ramię Emmy. Ona wiedziała że zawsze mogą jej pomóc, że nigdy prze nigdy jej nie zostawią, tak przyjaźń to skarb, to coś niepowtarzalnie pięknego.
Lynette nie mogła spać przez całą noc, nie potrafiła zapomnieć o Jamsie...którego tak kochała, przypominały jej się wspólnie wspomnienia, kiedy jeszcze nikt inny dla niego się nie liczył, tylko ona.

- Masz piękne oczy - wyszeptał jako nastolatek topiąc się w jej ciemnych tęczówkach, jakże pięknych. Miał cały swój świat przed sobą, swoje życie i wszystko co dla niego najważniejsze czyli . Lynette Ona lekko się uśmiechała, musiał przyznać że ten widok był cudowny. Przyciągnął ją bliżej siebie, ich ciała dzieliły milimetry, stali nad brzegiem morza, było pięknie romantycznie, cicho, byli sami pośród fal wody.
- Jest tu prześlicznie...odwróciła się w stronę zachodu słońca, ten obejmował ją w pasie - musimy pojawiać się tu częściej - dodała.
- Tak, obiecuję że będziemy tu częściej - pocałował ją w policzek.
- James? Odwróciła głowę do góry patrząc mu głęboko w oczy.
- Tak?
- Obiecuj że nigdy mnie nie zostawisz, że będziemy tu razem do końca życia i na wieczność. Po chwili zamyślenia odpowiedział:
- Obiecuję...

- Przecież obiecywał - powiedziała cicho do siebie przewracając się na drugi bok - przecież mówił że mnie kochał i że będziemy na wieczność...płakała.
 Mijał kolejny dzień, omijała jego salę szerokim łukiem.
- Pytał się o ciebie - zakomunikował Cooker - i pamiętaj że jutro wielki dzień, walka o jego życie dlatego też radzę się przygotować.
- Wiem...wybełkotała.
- Coś się stało? Zapytał zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem.
- Nie, no co ty, a co by się miało stać. Powiedziała wymuszając uśmiech i odchodząc, tak na prawdę miała ochotę się rozpłakać, ale wiedziała że musi być silna. On jeszcze odwrócił się w jej stronę. Poszła na spacer, musiała przemyśleć te wszystkie wydarzenia...bała się, bała się o swoją matkę, a co jeżeli ona na prawdę zyję i ma z tym wszystkim coś wspólnego? Bała się o siebie, bała się o swoją rodzinę, a także bała się o Jamesa, wiedziała że kierują ją inne uczucia, że nie powinna go operować, a jeżeli popełniła by jakiś błąd, który spowodował by jego śmierć, wtedy by się załamała do reszty, zastanawiała się nawet czy nie powiedzieć tego Joshowi, ale za razem wiedziała że może ją odsunąć od tego, a wtedy nikt jej nie zastąpi i chłopak ma jeszcze mniejsze szanse na przeżycie, na odzyskanie wzroku.

Hej.
Korzystam z okazji,
że dziś piątek i dodaję
posta.
Rozdział krótki.
Życzę miłego i przyjemnego czytania.
Pozdrawiam,
/ bezimienna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz