- Może powinnaś gdzieś wyjść, kupić sobie coś nowego, nie mamy prezentów na święta, może byś z nami poszła? - zapytała Alice, siadając obok kobiety patrzącej w ogień kominka.
Zapatrzona w płomyk nie wydała z siebie żadnego dźwięku, ale popatrzyła się na swoje koleżanki. Jeździła palcem po kubku z zimną już herbatą. Nadal się nie odzywała.
- Nie możesz tak się zadręczać.
- Byłaś tam? - zapytała z żalem.
Nastała cisza, dziewczyny spojrzały się na siebie zaskoczonym wzrokiem.
- Pytam się czy tam byłaś? - zrzuciła z siebie ciepłe nakrycie i wybiegła.
- Lyn! ja przepraszam. Lyn!
Wspomnienia nie milknął, zawsze cicho się odzywają w najmniej oczekiwanym momencie. Uderzają w najbardziej czułe punkty.
Chwila wystarczy aby zniszczyć dotychczasową harmonię.
Widziałam jak je wykorzystywali, jak każda po kolei zabijali, jak one cierpiały. Słyszałam jak krzyczały, słyszałam ich płacz za każdym razem kiedy dostawały w twarz. Czułam jak bolało, czułam każdy ich ból.
Nie chciała pamiętać, każdy z nas nie chce pamiętać tych okropnych wspomnień.
Starała się zapomnieć, ale gdy przychodził wieczór, wszystko wraca, zaczyna się walka z samym sobą. Myśli się kotłują, w głowie powstaje wielki bałagan, z oczu leją się łzy, a w środku króluję ból, który po przez krzyk próbuje wydostać się na zewnątrz.
Miała tylko nadzieję że to przeminie, że pewnego dnia obudzi się z uśmiechem na twarzy i powie to koniec, to nigdy nie wróci.
Chciała zobaczyć siebie w lustrze jako szczęśliwą dziewczynę. Ujrzeć kogoś kim nigdy nie była.
- Przepraszam - odparła, a wzrok wszystkich dokoła powędrował właśnie na nią.
- Jesteśmy tu po to aby ci pomóc - głos wypełnił ciszę.
- Ja wiem...- wydukała z siebie a jej oczy powędrowały na postać opuszczającą pokój. Zasmuciła się że wyszedł, nie chciała tego mówić, nie chciała mówić tego że nadal go kocha, to byłoby dla niej upokorzeniem, przecież ona się nigdy nie złamie, ona jest silna. On też nie chciał się do tego przyznać, ale to ona była sensem jego życia.
Gdybyś kiedy we śnie poczuła że oczy moje nie patrzą już na ciebie z miłością, wiedz żem żyć przestał - Stefan Żeromski.
- Idziesz z nami? - oderwały ją od myśli o Jamesie.
- Ta-ak - rzekła - tylko się przebiorę i zaraz przyjdę - dodała i poszła do pokoju. Zasmucona przemierzała cały dom, aż w końcu doszła do pomieszczenia, w którym spała. Otworzyła szafę, wyjęła to co wpadło jej w ręce. Założyła to co wzięła i zeszła na dół, gdzie jej towarzyszki już czekały.
Jej myśli stawały się przytłaczające, nie chciała tego, odpychała je, ale nie miała siły. James, James i jeszcze raz On - PRZESTAŃ! PRZESTAŃ! - mówił rozum - Nie mogę...odpowiedziało z rezygnacją serce.
- Ta wigilia będzie najlepsza, a ja i Oliver dostaliśmy już swój najlepszy prezent, jest tutaj - wskazała na swój brzuch w którym znajdowała się mała istotka. Dziecina była jeszcze jak okruszek.
- Może tam coś znajdziemy dla chłopaków - Lisa wskazała na sklep sportowy.
- To chodźmy tam.
Przekroczyły próg sklepu, kierowały się w stronę pułki z perfumami.
- Ej myślisz że ten jest ładny? - zapytała Sally podając zapach Lyn.
- A dla kogo to?
- Toma...wydaję mi się że taki świeży mu podpasuję a ty co myślisz? - ponowiła pytanie i odłożyła perfumy na regał.
- Podoba mi się, będzie idealny - uśmiechnęła się.
- Może poszłybyśmy na kawę? - zaproponowała Amy.
- Znam dobrą kawiarnie - odparła Alice z energią.
- No to w drogę.
Zdecydowały się na popołudniowy spacer, śmiały się i wygłupiały, a Lynette wreszcie poprawił się humor. Wszystkie były dla siebie bardzo ważne, miały różne charaktery, jedna drugą uzupełniała. Kate była opiekuńcza i miła, pomagała w każdej nawet najmniejszej sprawie. Alice to energiczna i wybuchowa kobieta, robiła wszystko szybko, była szczera i lojalna.
Lisa pomimo swojego małego wzrostu była waleczna, ambitna i dobrze wysportowana, nawet największego siłacza umiała powalić na kolana.
Hana to niezwykle silna dziewczyna, przeszła przez piekło, ale nadal czerpię z życia jak najwięcej, nie poddaje się.
Sally jest niesamowita, inteligentna i zaradna, i skromna przede wszystkim.
Miley - piękna, wrażliwa i cicha dziewczyna, nie udaje nikogo.
Paula, matka Lyn
Nie chciałam tego, żadna matka nie chcę oddać swojego dziecka, bynajmniej nie taka która na prawdę je kocha. Musiałam. Nie miałam wyjścia, inaczej...inaczej by jej juz tu nie było.
Pamiętam że od zawsze mówiłam mu aby się w to nie mieszał. Od początku szkoły nie lubili się, Arthur był taki zaradny, mądry, poukładany i inteligentny, zaś Ben to zbuntowany, rządny władzy, zrobi wszystko aby tylko on miał dobrze. I tak narodził się konflikt, który przerodził się w wojnę pomiędzy dobrem a złem. Kto wygra?
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz
Przepraszam.
Nie było mnie tu długo, ale mam nadzieje że mi wybaczycie?
Bardzo chciałabym Wam podziękować za 500 wyświetleń.
Komentujcie itd.
Pozdrawiam,
/ bezimienna.