środa, 23 września 2015

Rozdzial dziesiaty

Wszystko wydawało się już poukładać. Dom który jest bezpieczny, przyjaciele, którzy ochronią. I ciepło panujące na obrzeżach Londynu.
Ubrana w ciepły płaszcz i otulona białym wełnianym szaliczkiem. Zastanawiała się nad tym co było, co jest i co będzie. Jej myśli były różne, sprzeczne. Raz się wzbraniała, zaś raz mówiła jak go kocha. Miłość jest głupia. Miesza nam w głowach. Potrafi rozśmieszyć do łez, ale i potrafi zasmucić. A może to ludzie źle wybierają? Stawiają na złe osoby. W nie których przypadkach na tych niedostępnych, czyli na tych którzy nigdy nie będą ich.
Inni zakochują się w osobach nie odpowiednich, takich bez serca. Są też tacy co boją się zakochać. Boją się być kochanym, bo obawiają się że to jednak nie to. Albo boją się być niekochanym, boją się że nigdy nikt ich nie pokocha.
Chodziła po ogrodzie, oglądała okolice. Zakazali jej wychodzić poza bramy domu, bali się że coś może się jej stać. Mury budynku są strzeżone przez ich ludzi, nikt nie ma prawa wyjść na zewnątrz, trudno jest stąd uciec.
Spoglądała na parę zakochanych ludzi, to Hana i Josh. Ona szesnastolatka, zaś chłopak ma 27 lat.
Tak, ta miłość jest dziwna, inna, można sobie pomyśleć że to niedorzeczne, i tak nie powinno być, otóż, tutaj tak nie jest. Hana jako 13 - latka dołączyła do gangu Parkera, od razu między nimi było coś dziwnego, Lecz to co się dzieje pomiędzy tymi dwojga to nie jest zwykłe uczucie, jest jakby silniejsze. Dlatego że muszą stanąć na przeciw wszystkiemu, pokonać przeszkody prowadzące do szczęścia, ta miłość nie jest prosta, ale żyć bez siebie nie mogą.
- Nie złapiesz mnie! - krzyczała blondynka, którą gonił Josh, ze śnieżką w ręce. Po chwili przyciągnął ją do siebie, chciał w nią rzucić kulką ze śniegu, lecz ją upuścił, potem pocałował w usta. Patrzył na nią z taką troską. Obserwował każdy jej ruch, był w niej zakochany, jak nigdy wcześniej. Hana odgarnęła włosy z twarzy, a następnie pogładziła go po policzku.
Do zabawy dołączyli jeszcze Alice, Lisa, Dante, Martin i Tom.
- Lynette, jak chcesz to przyjdź do nas! - powiedziała Lisa, zapraszając Lyn do gry.
- Nie, dzięki przejdę się po ogrodzie...odparła.
- Jak chcesz.
- Żałuj! - Martin rzucił w nią śnieżką.
 Dziewczyna tylko na niego spojrzała i poszła w swoją stronę.
Minęło jakieś 45 minut, teren na którym się poruszała był ogromy, wyglądało to jakby nigdzie nie było końca. Robiło się już ciemno, po mimo tego że godzina nie była późna. Drogę oświetlały jej tylko drobne latarenki przy ziemi. Z każdym jej oddechem leciała para.
Nie chciała wracać do domu, dlatego kierowała się dalej. Po zrobieniu paru kroków usłyszała cichy szelest. Pomyślała że to może jakiś człowiek od Parkera przechadza się w poszukiwaniu właśnie jej. Myliła się. To nie był on.
- Mam cię! - tylko to zdążyła usłyszeć, bo nieznajomy przyłożył jej opatrunek z lekiem usypiającym i zaciągnął poza mury.
 W jej głowie zapadła pustka, nie wiedziała co się z nią dzieje, nic nie czuła i nic nie widziała, przez chwilę myślała że to co się dzieje to koszmarny sen, zasnęła oczekując że jak się zbudzi to będzie w swoim domu.

Kate, James

- James! - do pokoju wparowała Kate z informacją.
- Co się stało?
- Mają Lynette, widziałam jak spod naszego domu odjeżdża dziwny samochód, z początku wyglądał jak nasz, niczym się nie różnił - opowiadała zdyszana.

Hej.
Przepraszam że tak krótko, ale mam tyle nauki...
Nie wiem kiedy dodam kolejny post.
Co tam u Was, ja zaraz idę się uczyć.
Kartkówka z historii...
Nie lubię, niestety, ten przedmiot nie jest dla mnie.
Komentujcie itd.
/ bezimienna.


4 komentarze:

  1. Fajne opowiadanko!
    Ja miałam dziś trzy kartkówki ;)

    Zapraszam:
    unnormall.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię takie blogi z opowiadaniami... sama kiedys jedno napisałam :) Zapraszam, melodylaniella.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, świetnie.. czekam na więcej.
    http://blogujzangie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń